poniedziałek, 10 lipca 2017

Mikrodermabrazja to nic nowego - kosmetyki złuszczające można kupić w różnych cenach i w każdej drogerii. Dlaczego więc uwiódł mnie akurat ten, z serii Timewise firmy Mary Kay? Ponieważ liczy się nie tylko ewidentny efekt, ale także komfort i bezpieczeństwo. Mowa, bądź co bądź, o zabiegu, który ściera naskórek, więc tutaj niezwykle ważne jest wyważenie siły tego rodzaju pielęgnacji. Pocieranie nie może zrobić ran, czy choćby zbyt mocno podrażnić cery, a jednocześnie ma działać, wyraźnie spełnić swoje zadanie. 




Do tej pory zwykle preparaty, które stosowałam do tego rodzaju wyrównywania i odświeżania cery były albo za słabe albo zbyt agresywne, a ja nie miałam ochoty jakoś wyjątkowo się poświęcać. Nie dla mnie przygody z bolesnymi miejscami na cerze, które starły się za bardzo i piekły, albo 3-minutowy masaż, po którym wszystko wygląda... jak przed nim. Preparat Mary Key, z którym zetknęłam się trochę przez przypadek, okazał się strzałem w 10! Ma drobinki, ale delikatne, lecz bardzo skuteczne! Już po chwili przyjemnego masażu skóra jest gładka, odświeżona, odmłodzona, a efekt utrzymuje się nawet kilka dni. Naprawdę wystarczą 2, góra 3 użycia w tygodniu, żeby poprawa kondycji i wyglądu skóry była utrzymana. 




Uzupełnieniem zabiegu jest coś dla tych, którzy walczą z powiększonymi porami. Zwłaszcza w gorące dni cera szaleje i problem niekiedy się nasila, ale rzeczywiście złuszczanie naskórka i ukojenie go gładką, lśniącą, chłodną emulsją robią różnicę. Cera dodatkowo się wygładza, wycisza, pory się zmniejszają, a co za tym idzie, każdy podkład wygląda lepiej i dłużej się trzyma. Mam też wrażenie, że cera wydziela mniej sebum, stąd też moje odczucie, że preparat działa normalizująco. Po wyciśnięciu okazuje się, że serum minimalizujące pory ma piękny, perłowy, lśniący kolor, który minimalnie przenosi się na skórę. Pozostawia bardzo subtelny blask. 

Muszę powiedzieć, że miałam kilka innych produktów z Mary Key, w tym podkłady, ale to właśnie te dwie perełki z zestawu do Mikodermabrazji zrobiły na mnie naprawdę duże wrażenie. Nie do końca wiem, skąd bierze się to poczucie używania luksusowych kosmetyków, ale mając do wyboru różnego typu peelingi, zawsze sięgam po dedykowany złuszczaniu cery produkt Mary Key (który zresztą już mi się kończy, więc pewnie rozejrzę się za kolejnym). Być może to bardzo przyjemna konsystencja obydwu preparatów w zestawie, ich nietłuste, lekkie wykończenie, możliwe, że harmonia pomiędzy delikatnością i siłą, a niewykluczone, że także wygląd preparatów na dłoni i potem natychmiast zauważalny efekt... Koniec końców ten zestaw naprawdę wyróżnia się spośród innych tego typu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz