Baza pod cienie zrewolucjonizuje Twój makijaż oka. Ta najlepsza wcale nie musi najdroższa ;)
Baza pod cienie to dla mnie kosmetyk, który wreszcie pozwolił mi się bawić i cieszyć makijażem, kolorem, strukturami i wykończeniem i to nawet przy temperaturach powyżej 30 stopni ;) Jeśli macie powiekę, na której cienie utrzymują się przez chwilę w nienagannym stanie, a potem wchodzą w załamania i się rolują, to wiecie, że z czasem ma się dość i odpuszcza wymyślny makijaż. Cóż, i mnie kreska często musiała wystarczyć, choć upalnym latem nawet ona nie była zbyt trwała ;) Do momentu, gdy spróbowałam bazy pod cienie. Pierwszą była (lata temu, więc pewnie inna niż obecnie) baza z Inglota.
Ta moja 'inglotka", choć niedoskonała, bo o wiele za ciężka, czyli zbyt widoczna, i tak zmieniła wszystko. Ale to wciąż nie było to, choć byłam już w stanie wyjść na kilka godzin z domu i nie martwić się stanem makijażu, co było wielką zmianą. Ba, to była rewolucja! Ponieważ jednak wyczuwałam bazę na oku, a do tego postarzała optycznie powiekę (skóra wydawała się przesuszona), postanowiłam szukać lepszej. Spróbowałam więc baz z Avonu, Heanu, Catrice i wielu innych, i choć wszystkie one pozwalały mi mniej lub bardziej przedłużyć trwałość makijażu, gigantyczną różnicę zrobiła dopiero baza z ArtDeco, dzięki której makijaż trwał na powiece od rana do wieczora.
Baza pod cienie to dla mnie kosmetyk, który wreszcie pozwolił mi się bawić i cieszyć makijażem, kolorem, strukturami i wykończeniem i to nawet przy temperaturach powyżej 30 stopni ;) Jeśli macie powiekę, na której cienie utrzymują się przez chwilę w nienagannym stanie, a potem wchodzą w załamania i się rolują, to wiecie, że z czasem ma się dość i odpuszcza wymyślny makijaż. Cóż, i mnie kreska często musiała wystarczyć, choć upalnym latem nawet ona nie była zbyt trwała ;) Do momentu, gdy spróbowałam bazy pod cienie. Pierwszą była (lata temu, więc pewnie inna niż obecnie) baza z Inglota.
Ta moja 'inglotka", choć niedoskonała, bo o wiele za ciężka, czyli zbyt widoczna, i tak zmieniła wszystko. Ale to wciąż nie było to, choć byłam już w stanie wyjść na kilka godzin z domu i nie martwić się stanem makijażu, co było wielką zmianą. Ba, to była rewolucja! Ponieważ jednak wyczuwałam bazę na oku, a do tego postarzała optycznie powiekę (skóra wydawała się przesuszona), postanowiłam szukać lepszej. Spróbowałam więc baz z Avonu, Heanu, Catrice i wielu innych, i choć wszystkie one pozwalały mi mniej lub bardziej przedłużyć trwałość makijażu, gigantyczną różnicę zrobiła dopiero baza z ArtDeco, dzięki której makijaż trwał na powiece od rana do wieczora.
Plastyczna, dość lekka, o ciepłym kolorze nude, który ujednolica koloryt powieki, ale nie nadaje wyraźnej barwy... Zawiera mikroskopijne drobinki, które jednak po roztarciu znikają. Bardzo komfortowa, niewyczuwalna, a trzyma cienie idealnie, podbija wyraźnie ich koloryt, pogłębia nawet subtelną grę barw. Cienie nie przemieszczają się, nie bledną, nie osypują. Dla mnie - ideał! A nie, jednak nie, bo denerwuje mnie grzebanie w pojemniczku, ale może kiedyś wezmą przykład z Catrice ;) Tymczasem opakowanie to jedyny minus.
Niezła jest też baza z Paese, choć jest twardsza, trudniejsza w aplikacji, bo lekko tępa, to również bardzo skuteczna.
Niezła jest też baza z Paese, choć jest twardsza, trudniejsza w aplikacji, bo lekko tępa, to również bardzo skuteczna.
Paese ma wprawdzie niezbyt krzepiący, fioletowawy kolor, jednak nie jest widoczny na powiece. Trwałość cieni jest znacznie przedłużona, a tak naprawdę o to nam chodzi. Może trochę zbyt oporna, co w połączeniu z trudnym opakowaniem potrafi zirytować.
Czy bazy naprawdę podbijają kolor cieni? Zależy które bazy i których cieni, choć zwykle tak. Bazy z ArtDeco i Urban Decay robią to bardzo wyraźnie. Nawet przy tym słabszych pod tym względem bazach, makijaż zazwyczaj jest jednak nieco wyrazistszy. Zaletą dobrej bazy jest to, że pozwala spożytkować nawet cienie kiepskiej jakości, które wydają się nie do użycia. Właśnie te gorsze cienie najbardziej zyskują na intensywności (nagle wizualnie mamy wręcz inny, nowy kosmetyk), a także stają się wyraźnie bardziej trwałe i nieźle się rozcierają.
O ile do baz pod makijaż (pod podkład) nie jestem aż tak przekonana, bo choć wiele działa, to jednak nie aż tak dobrze, jakbym chciała, o tyle baza pod cienie to makijażowy wynalazek stulecia ;) Jeśli jeszcze nie próbowałyście, a macie problem z przemieszczającymi się cieniami, biegnijcie do drogerii, bo może się okazać, że zainwestujecie w fundament Waszego makijażu! Nawet, jeżeli się nie malujecie, baza w kolorze nude może być dla Was zbawieniem. Ujednolica powiekę, matuje ją, a więc wygląda ona bardzo świeżo, "sucho" i estetycznie przez cały dzień. Poza tym oko wyraźnie się odmładza, bo znikają żyłki i przebarwienia, a jednak wciąż jesteśmy "nieumalowane". Idealny "make-up no make-up" na lato!






Brak komentarzy:
Prześlij komentarz