czwartek, 18 sierpnia 2016

Olejek, który podkreśla opaleniznę, pielęgnuje i upiększa! Idealny do zdjęć z wakacji ;) I balsam, który po kilku godzinach potrafi nieźle zaskoczyć :/

 Skóra o niezwykłym złotym kolorze (dzięki temu, że sam olejek ma słoneczną barwę ślicznie podbijającą naturalną opaleniznę), nawilżona, lśniąca, pachnąca... Tak, ciało natychmiast zyskuje niezwykle zmysłowy, zadbany wygląd i jędrność. Jak to uzyskać? Dzięki olejkowi Eveline pogłębiającemu i utrwalającymi opaleniznę Deep Sun Tan Oil. I na końcu małe ostrzeżenie przed kosmetykiem, który w kilka godzin po użyciu może nam spłatać małego figla.


 Olejków do opalania i po opalaniu jest na rynku mnóstwo, ale niewiele pozostawia prawdziwe uczucie komfortu. Część dziwnie się maże, zostawia tłustą powłokę, czujemy kosmetyk na skórze, a na dodatek brudzi otoczenie. Mnie osobiście najbardziej przeszkadza specyficzne uczucie "duszenia się"  skóry pod tłustą warstwą, które pojawia się, gdy mamy olejek zbyt gęsty, treściwy, ciężki. Dopiero pod koniec lata trafiłam na taki, który mnie zachwycił dosłownie od razu. Skóra lekko napięta po upalnych dniach od razu się przyjemnie "odprężyła", ukoiła, przybrała niesamowity kolor. Ciało zyskało ten niezwykły wygląd, które widzimy w reklamach u modelek prezentujących produkty prężąc na plaży, a więc blask i jędrność, gładkość.



Skóra rzeczywiście zyskuje nawilżenie, choć nie jest tak samo komfortowe po kilku godzinach, co zaraz po wtarciu, ale i tak na cały dzień pozbywamy się odczucia przesuszenia skóry. Nie jest ona przy tym śliska, nie dorabiamy się świecących plam i suchych miejsc, którymi dotknęliśmy ubrania. Co ciekawe, ten olejek radzi sobie doskonale z łokciami i "stopami Cejrowskiego", które latem czasem przez dwa tygodnie są pozbawione butów i narażone na różne wyzwania, czyli przesuszone. Olejek jest polecany do opalania, ale mnie przydawał się głównie po dniu na kajakach ;)
Czasem chwalimy niektóre kosmetyki pod tym kątem, że oprócz działania pielęgnacyjnego, po prostu nas upiększają do tego stopnia, że nie potrzebujemy fotoshopa. To jeden z takich kosmetyków. Kiedy zobaczyłam swoje nogi na zdjęciu z wakacji (oczywiście po posmarowaniu tym olejkiem) byłam pod wrażeniem ;) Wiele kosmetyków z wyciągiem z orzecha włoskiego czy karotenem ma specyficzny żółto-złoty kolor, który niekiedy daje na skórze wrażenie żółtaczki. Ten nie. Kolor jest bardzo subtelny, delikatny, to leciutko złotawy blask.

Natomiast kosmetykiem, który się u mnie nie do końca sprawdził jest mleczko nawilżające  utrwalające opaleniznę firmy Ziaja - z serii Sopot Sun, którą bardzo cenię i większość kosmetyków jej produkcji uwielbiam. Co mi przeszkadza w tym? Lektura odwrotnej strony butelki nastraja bardzo pozytywnie: skóra schłodzona, ukojona, nawilżona, miękka, zregenerowana. Mamy D-panthenon, masło shea, witamina E, a uwaga o tym, że zawiera niewielkie ilości substancji brązującej nie wydaje się niepokojąca. Niestety, właśnie o to się potknęłam, bo nie chodzi tu o substancję nadającą kolor na chwilę, ale o domieszkę samoopalacza, o czym przekonujemy się nagle po kilku godzinach, gdy nagle nasza skóra zaczyna pachnieć smażonym kurczakiem ;)



Każdy, kto używał samoopalacza zna ten zapach - można się do niego przyzwyczaić, ale otoczenie już niekoniecznie zrozumie ideę. Tak więc jako balsam po porannym prysznicu odpadł zupełnie, bo po np. kilku godzinach w pracy nasza skóra zaczyna pachnieć co najmniej podejrzanie. Oczywiście, jeśli Wam to nie przeszkadza, a chcecie bezpiecznie, subtelnie i systematycznie pogłębiać opaleniznę, a typowych samoopalaczy się obawiacie, to dobry wybór. Jeżeli jednak stawiacie głównie na pielęgnację, to efekty specjalne w postaci domieszki samoopalacza na dzień odradzam. Choć sam balsam w pierwszej chwili pachnie pięknie, kremowo i "czysto", to w ciągu dnia bardzo się to zmienia. Z drugiej strony, odrzucony przeze mnie balsam został mile przyjęty przez resztę rodziny, która żadnego pieczonego kurczaka nie czuje, a plecy ponoć uprzejmie dziękują za ulgę. Cóż, jak to zwykle bywa, wiele zależy od tego, czego oczekujemy i jaką mamy skórę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz